sobota, 7 lipca 2012

Bujanie w obłokach (absurdu).

Och, stara ze mnie zrzęda. Mam z 1083 wiosen a może raczej jesieni na liczniku i choć w życiu nigdy nie widziałem mitycznych "Lubuszan" to żyję w habitacie zwanym przez polityków i zielonogórskich dziennikarzy "Ziemią Lubuską". Postanowiłem jednak zerwać z przywiązaniem do ziemi i pobujać w obłokach. Skorzystałem z łaskawości Zarządu Województwa, które daje miliony na "promocję regionu za pomocą lotów Babimost - Warszawa" i za jedyne 49 zł zabukowałem bilecik dla seniorów w letniej promocji.
Praprapraprapraprapraprapraprapraprawnuczek wstał wcześnie rano by przewieźć me zgrzybiałe cielsko na poranny samolocik do Babimostu a właściwie do Nowego Kramska. Wciąż zastanawialiśmy się dlaczego tam, 40 km od Zielonej Góry znajduje się "Port Lotniczy Zielona Góra" a do przemyśleń mieliśmy 90 km dziurawych i wąskich lubuskich dróg. O skomunikowaniu kolejowym nikt nie pomyślał, zresztą jak to zrobić, skoro stacja jest w Babimoście a lotnisko w oddalonym o 8 km Kramsku w którym żadnej kolei żelaznej nie ma.
Przyjeżdżamy pod lotnisko. Wcześniej wyprzedziła nas limuzyna, która przywiozła Panią Marszałek. Gustowna garsonka, ciemne okularki. Fajnie mieć służbowy samochodzik, który podjeżdża o 6.30 pod mieszkanko i podwozi na lotnisko... Zamarzyłem. My tymczasem parkujemy. O jak fajnie! Na parkingu nie ma żadnego tłoku ani opłat a budynek lotniska przypomina dworzec PKS. A w środku? A w środku to istne ludzkie mrowie! Pasażerów? Nie, przecież samolocik może zabrać 30 pasażerów. Ten tłok robi personel lotniska a do tego drugie tyle Straży Granicznej. Nawet będąc na Ben Gurion Airport w Tel Avivie/Lod nie widziałem tylu mundurowych przypadających na jednego pasażera. Do tego pies. Pewnie z nudów, pan strażnik sprawdzał z psiną każdy bagaż. Poza oczywiście bagażem Pani Marszałek, która ma ze sobą jedynie gustowny neseserek. Wiadomo. Dziś wraca powrotnym samolotem do Zielonej Góry. Parę papierków dla ministra, czy innego podsekretarza stanu, puder i szminka spokojnie się zmieszczą. Wilgoć psiego nosa nie dociera także do bagaży naszych kochanych lubuskich parlamentarzystów, którzy również zabrali się na pokład.
Wchodzimy na płytę lotniska. Ekologiczny sposób transportu do maszyny - własne stopy. O bezpieczeństwo nie ma się co martwić, przecież żadnego innego samolotu w pobliżu nie ma. Trzy małe samoloty GA stoją w dużej odległości. Na lotnisku w Babimoście można by zrobić równocześnie wyścigi na 1/4 mili i tak wszyscy by się pomieścili, tyle tu przestrzeni. Po drodze mijamy samolot pomnik - LiMa-6bis, ostatnią maszynę używaną przez babimojski 45 Pułk Myśliwsko - Bombowy, który kiedyś tu rządził. Cóż "Ziemia Lubuska" zawsze była w tyle - ten archaiczny typ samolotu, którego korzenie tkwią w latach 40/50 XX w. używany był tu aż do początku lat 90. Samolocik SprintAir co ciekawe ma ukraińską rejestrację i historię eksploatacji nawet w odległej Nowej Zelandii. W środku jest co nieco sfatygowany, jak autobus PKS na trasie Zielona Góra - Sulechów, choć na fotce wygląda, jakby dopiero co wyszedł z fabryki w Linköping.

Pani Marszałek siada z tyłu. Ciekawe, czy wie, że to najbezpieczniejsze miejsce w samolocie. W razie katastrofy ma jakieś 45,9 % większe szanse na przeżycie, niż reszta. Stamtąd też najbliżej do toalety, co ma niebagatelne znaczenie dla takiego matuzalema jak, ja. 
Ciekawym zjawiskiem okazała się pani stewardessa. Potrafiła przez cały czas godzinnego lotu (plus dwie godziny na dojazd na lotnisko i 40 min na odprawę oraz pół godziny na dotarcie do centrum Warszawy) zachować ten sam uśmiech. Utrwalony w formalinie, czy jak?
Nuda. Nic panie się nie dzieje. W ciasnym samolociku, rzecz jasna. Sięgam do kieszeni przede mną. Liczyłem na jakąś fajną "torbę chorobową", zbieram takowe odkąd jakieś 80 lat temu pojawiły się linie lotnicze. Oczami wyobraźni macam nowy nabytek do kolekcji - torebkę z logiem "Lubuskie warte zachodu" a tu nic! Zwykła biała torebka na ciastka. I na to nasz Zarząd Województwa wydał 36 mln. zł?! Ale nie, jest coś jeszcze. Wyświechtany folderek upstrzony lubuskimi logotypami za które podatnik zapłacił wiele tysięcy, który przylepił się do instrukcji ewakuacji z samolotu. Ale co to? Tylko Zielona Góra, Gorzów i na odczepkę Nowa Sól? Czyli zgodnie  z tradycją - liczą się tylko te dwie gwiazdki z herbu...
Lądujemy. 24 - letni samolot, trochę męczy się przy lądowaniu przy wyśmienitej pogodnie. Kołujemy na sam koniec lotniska. Kto widział, że na kadłubie SAABa-340 jest wymalowane logo "Lubuskie warte zachodu"? Pracownicy firmy handlingowej WAS Service? Nawet spotterzy nie mieli wielu szans na zrobienie zdjęć. Prosto - ta reklama województwie trafia w zupełną pustkę.
Zapewne podczas tego lotu Pani Marszałek złapała pomysła. Będzie robić nowe połączenia. Popuszczam wodze fantazji - gdzieś w Wawie spotyka Jana Pamułę, prezesa lotniska Kraków-Balice - Janie, podobno u was lata OLT Ekspress do Szczecina. To może piloci wypadną na kawkę po drodze do Babimostu? Ależ Elżbieto, ja nie mam nic do linii lotniczej oferującej komercyjną usługę przewozu pasażerów - odrzekł prezes. Nie szkodzi, ja i tak ogłoszę mój kolejny sukces. Pomyłsa wyśmiał branżowy portal pasazer.com WARTO PRZECZYTAĆ - "Uruchamiamy połączenie widmo"
Po zwiedzeniu stolycy, przekimaniu pod mostem Poniatowskiego z widokiem na Stadion Narodowy postanowiłem wrócić do lubuskiej stolicy. Była sobota. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że w soboty samoloty do Babimostu nie latają. Podrapałem się w mój krostowaty łysy czerep. No tak w soboty urzędy zamknięte...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Statystyczny Polak, według danych OECD za rok 2011, pracuje 1940 godzin rocznie i wytwarza w ciągu godziny dobra i usługi wartości 24,7 dol. Oznacza to jeden z najdłuższych czasów pracy w UE i najniższą jej wydajność (Niemiec: 1473 godz., 53,6 dol.; Norweg 1455 godz., 75,2 dol.). Według metodologii Eurostatu Polak pracuje 40,7 godz. tygodniowo i wypracowuje w ciągu godziny 8,8 dol. (Niemiec 35,7 godz., 24,8 dol., Norweg 32,2 godz., 54,1 dol.) Według OECD wydajność pracy w Polsce jest więc trzy-, a według statystyk UE sześciokrotnie niższa niż w Skandynawii. Na wszelki wypadek zaznaczam, że wydajność pracy nie ma nic wspólnego z pracowitością, jak bywa to rozumiane przez laików. Jest to parametr ekonomiczny mierzący sprawność państwa i gospodarki – czyli, w naszym wypadku, bałagan, korupcję i nieudolność zarządzania.

Według agencji Bloomberg (ignorującej księgowe sztuczki ministra Rostowskiego) polskie zadłużenie tylko wobec instytucji zagranicznych na koniec pierwszego kwartału wyniosło 262 mld euro. Oznacza to ponad 70 proc. PKB i wzrost zadłużenia tylko w ciągu jednego (!) ostatniego kwartału o 11 mld euro, co niewiele ustępuje całemu zadłużeniu zaciągniętemu przez Gierka. Najbardziej – o 10 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym – wzrosło zadłużenie rządu i sektora samorządowego.

W pierwszym kwartale 2012 r. wzrósł także deficyt na rachunku bieżącym (o 1,2 mld euro w porównaniu z I kw.

2011 r., do 4,34 mld euro, czyli do 4,7 proc. rocznego PKB). Pogłębiło się również ujemne saldo handlu zagranicznego – wartość polskiego eksportu we wspomnianym kwartale wyniosła 35,7 mld euro, a importu 37,9 mld euro. Co oznacza, że import urósł bardziej niż eksport o cały punkt procentowy w ujęciu rocznym.

Według danych oficjalnych Ministerstwa Finansów o wykonaniu budżetu państwa w I kwartale 2012 r. wykorzystano 65,6 proc. zaplanowanego deficytu – 22 mld 957 mln zł wobec zapisanych w budżecie rocznym 35 mld. Jednocześnie zrealizowano 26,3 proc. zaplanowanych na cały rok wydatków (86 mld 485 ml wobec 328 mld 756 mln). Około 1,1 mld euro wydano na bieżącą obsługę długu zagranicznego.

Z 4 tys. km dróg i autostrad obiecanych przez rząd na Euro 2012 oddano 600 km, wliczając w to kluczowe odcinki, na których uzyskano „przejezdność” tylko prowizorycznie. Większość z nich w najbliższym czasie trzeba będzie zamknąć w celu przeprowadzenia remontu.

W światowym rankingu konkurencyjności, ogłoszonym na tegorocznym Światowym Forum Ekonomicznym Davos, polskie drogi uplasowano na miejscu 125., a koleje na 75. na 132 porównywane kraje świata. „Infrastrukturę lotniczą” oceniono jako 103., a porty morskie – 99.

Mimo że „najlepsze państwo polskie od tysiąca lat” na każdym kroku zdaje kolejne egzaminy, wciąż walczyć trzeba z ponuractwem, kwękoleniem i negowaniem oczywistych osiągnięć przez różnych „prawdziwych Polaków”.

Anonimowy pisze...

OLT z Poznania już się zwija http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/624343,tanie-loty-nie-dla-poznaniakow-olt-wycofuje-polaczenia-z,id,t.html

Żarski podgląd pisze...

OLT w ogóle się najpewniej zwinie

http://www.tvn24.pl/biznes-gospodarka,6/nie-zloza-sprawozdania-moga-stracic-licencje,266816.html