poniedziałek, 18 maja 2009

Sukces po lubusku.

Zielonogórski dodatek Gazety Wyborczej od jakiegoś czasu prezentuje wspomnienia z mniej lub bardziej prominentnych zielonogórzan z 20 lat życia w wolnej Polsce. Ostatnio pojawiła się opowieść prezesa firmy Gazstal Piotra Pudłowskiego pt. "Wróciłem do mojego miasta"
Zwierza się czytelnikom: "Do kraju wróciłem na dobre w 1992 r. Założyłem firmę konsultingową. Później w 1994 r. w kilka osób założyliśmy Gazstal. Zajmujemy się handlem. To jest tak jak z każdą inną firmą. Nawet w małej piekarni dwa plus dwa jak daje cztery, to biznes idzie dobrze. A jak nie daje, to trudno. Na szczęście władza mnie nigdy nie kusiła. Mam na tyle krytycyzmu w sobie, żeby wiedzieć, że się do tego nie nadaję. Jestem człowiekiem otwartym, jestem za szczery. Więc skończyłbym w polityce, jeszcze nim bym zaczął." Ciekawe informacje nt. skromnej kariery pana prezesa można znaleźć w artykule w portalu Energia. org. pl pt. "Gazowa pijawka": (...) "Gazstal stał się spółką osób prywatnych i jednego dużego udziałowca - PGNiG. Marka tego dużego przedsiębiorstwa była swoistą rekomendacją, otwierającą spółce drzwi w hutach i bankach. Ta mała firemka zatrudniająca w sumie 13 osób, w tym jednego handlowca, mieszcząca się w niewielkim budyneczku, z małym magazynem i niewielkim placem składowym, stała się monopolistą w dostawach rur dla PGNiG. Jej zyskiem była marża. Jak ustalili audytorzy, Gazstal kupował towar bez rabatów i upustów i odsprzedawał je PGNiG nawet z blisko 9-procentową marżą. Dla porównania - w niewielkiej liczbie kontraktów, jakie Gazstal zawierał z innymi odbiorcami niż PGNiG, marże sięgały najwyżej 3 procent. Dostawy były ogromne, więc i zyski niemałe. Na przykład w 2004 roku Gazstal sprzedał PGNiG rury za ponad 30 mln złotych, a w 2005 roku za ponad 60 mln.(...) 11 maja 2005 roku zarząd PGNiG podjął niezwykle łaskawe dla Gazstalu decyzje. Po pierwsze, spółka otrzymała gigantyczny kontrakt na 50 mln zł, mimo że wcześniej PGNiG zamierzał wydać na rury 11 mln zł mniej. Po drugie PGNiG postanowił szybko sprzedać udziały w Gazstalu. Teraz Komisja Papierów Wartościowych mogła sobie kopać i prześwietlać, co chciała - nie ma udziałów, nie ma pasożyta, nie ma problemu (...) w sierpniu 2005 roku. 27 proc. udziałów kupił od PGNiG Piotr Pudłowski za 700 tys. zł. W ten sposób w jego rękach znalazło się już 52 proc. udziałów. I pewnie cisza by zapadła, gdyby się wspólnicy nie pokłócili. Tadeusz Kulczyk poczuł się oszukany i zaczął głośno protestować przeciw sprzedaży udziałów Pudłowskiemu. Stwierdził, że inni udziałowcy nie mieli w tej walce równych szans, i złożył doniesienie do prokuratury, a jego prawnicy poprosili o nadzór nad śledztwem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Tadeusz Kulczyk sugeruje, że zakup udziałów przez Pudłowskiego jest wynikiem jego układów i politycznego poparcia. - Pewnych rzeczy mogę się domyślać, bo jeżeli ktoś kupuje akcje i na drugi dzień mianuje szefem rady nadzorczej Piotra Czyżewskiego, ministra skarbu w rządzie Leszka Millera, to nie jest przypadek - mówi Kulczyk (...)"
Abstrahując od rekinów lubuskiego biznesu, w GW ukazał się artykuł: "Fundusze unijne: woj. lubuskie na końcu". Cóż, jakoś mnie tytuł nie zdziwił, treść również. Artykuł kończy się przelubuską konkluzją: "W tym roku Urząd Marszałkowski postawił na projekty kluczowe, m.in. na budowę hali sportowej w Zielonej Górze czy Centrum Edukacji Artystycznej w Gorzowie." O ile w przypadku gorzowskiego CEA łatwo wskazać znaczenie regionalne inwestycji, to ciekawe jakie kryteria przyjęto uznając zielonogórską halę sportową za priorytetowy projekt LRPO, czemu inne miasta nie mogły liczyć na finansowanie swych hal sportowych z LRPO? W sumie nie ważne, papier wszystko przyjmie. Ważne by stolica rosła w siłę, a ludzie w niej żyli dostatniej przecież wiadomo, że każda miejska inwestycja w Zielonej Górze ma znaczenie regionalne. Wiadomo przecież dla kogo to województwo powstało...

Brak komentarzy: